Parlamentaryzm stanowi dziś aksjomat we wszelkiej debacie ustrojowej głównego nurtu o nowoczesnym państwie. Nawet w najbardziej despotycznych dyktaturach funkcjonowały fasadowe ciała przedstawicielskie. W państwach demokratycznych dominuje bikameralizm, czyli model podziału parlamentu na dwie izby, tradycyjnie nazywane niższą i wyższą. Nietrudno jednak zauważyć, że w większości przypadków uwagę na sobie koncentruje niemal wyłącznie izba niższa, do której w niektórych systemach izba wyższa wydaje się być w zasadzie jedynie doklejona. Jednocześnie wiele państw (np. Szwecja, Węgry) radzi sobie, posiadając tylko jedną izbę parlamentu. Skąd zatem ten dualizm i czy utrzymywanie go ma jeszcze sens w XXI wieku?
Kolegialne ciała prawodawcze niemal od samego początku europejskiej ustrojowości zwykle nie były jednolite. Można tu wskazać choćby na ateńską Radę Areopagu czy na Senat Republiki Rzymskiej, złożone z doświadczonych obywateli i zasłużonych urzędników. Upatrywano w tych instytucjach częściowej gwarancji trwałości państwa, głosu rozsądku popartego mądrością starszych pokoleń oraz zabezpieczenia aktualnego porządku. W najważniejszych dla kraju sprawach miały one dawać szerszą perspektywę niż zgromadzenia ludowe, niekiedy zdominowane przez demagogię i klientelizm. Pomimo przerwania ciągłości między światem antycznym a średniowieczem (za wyjątkiem struktur kościelnych) w drodze naturalnej ewolucji podobny model wykształcił się w rozwiniętych krajach europejskich. Izbę wyższą stanowiły rady królewskie, czyli przedstawiciele arystokracji, wyższego duchowieństwa i najważniejsi urzędnicy. Obok nich, analogicznie do zgromadzeń ludowych, wykształciły się zgromadzenia stanowe złożone ze szlachty, duchowieństwa i często również z mieszczaństwa (zależało to jednak od stopnia urbanizacji w danym państwie). System ten opierał się na założeniu, że w debacie publicznej potrzebny jest zarówno głos elity, przez lata zdobywającej wykształcenie i umiejętności niezbędne do stania u steru państwa, jak również głos obywateli chroniących w ten sposób swoje prawa i czuwających, by władza nie straciła kontaktu ze społecznymi problemami.
Można wyróżnić dwa główne czynniki, dzięki którym izba wyższa mogła w historii w pełni realizować swoją rolę: utrzymywanie jak największej odrębności względem izby niższej, z zasady pochodzącej wprost z demokratycznych wyborów, oraz zachowywanie pewnej symetryczności co do kompetencji względem niej. Pozwala to na równoważenie się ośrodków władzy prawodawczej i ograniczenie monopolu chwiejnej opinii publicznej (pod której silnym wpływem naturalnie znajduje się izba niższa) w decydowaniu o najważniejszych sprawach państwowych. Konieczność uwzględnienia stanowiska stosunkowo niezależnego ośrodka podczas zmieniania prawa i niepoleganie wyłącznie na zdaniu podatnej na populizm większości jest podyktowana wręcz czystym pragmatyzmem i troską o rację stanu. Współcześnie takie rozwiązanie można znaleźć jedynie w państwach federalnych (np. w USA, Szwajcarii), gdzie izba wyższa reprezentująca kraje związkowe ma być dla nich gwarantem utrzymania swoich praw względem władz centralnych. Zmiany społeczne, szczególnie dynamiczne w poprzednim stuleciu, oraz popularność koncepcji egalitarnych przeforsowały pogląd, że każda instytucja w państwie sprawująca realną władzę musi mieć demokratyczną (a nie wynikającą z tradycji) legitymację. Widać to przede wszystkim na przykładzie brytyjskiej Izby Lordów złożonej z dziedzicznych i dożywotnich parów, która już w 1911 roku de facto straciła władzę ustawodawczą, a w 2009 roku pozbawiono ją także uprawnień sądowniczych. Podobną tendencję można zauważyć również w podejściu do Senatu we Francji. W konstytucji de Gaulle’a z 1958 roku instytucja ta i tak miała już ograniczone kompetencje, jednak dziś próbuje się także zmienić sam kształt tego organu. Krytykowany jest on przez socjalistów i Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen jako niewystarczająco reprezentatywny społecznie. W 2004 roku skrócono kadencję senatorów z dziewięciu lat do sześciu tak, by nie odbiegała znacząco od kadencji będącego izbą niższą Zgromadzenia Narodowego. Ponadto kontestuje się sposób przeprowadzania wyborów do Senatu, w których skład izby jest wyłaniany przez ok. 145 tys. elektorów (w 90% są to przedstawiciele lokalnych samorządów), jako ,,archaiczny” i stanowiący ,,anomalię wśród demokracji”. Dziś za demokrację nie uważa się już tylko mechanizmu wyboru władzy, głosu społeczeństwa broniącego swych praw i swobód, ale jest ona dogmatem dla świata zachodniego, który nie znosi wszelkiego sprzeciwu.
Sytuacja Senatu w Polsce jest szczególna. Już w latach 20. ubiegłego wieku nikt nie wiedział, jak zagospodarować tę zdominowaną przez klasę wyższą instytucję, która nie była nikomu na rękę w czasach Konstytucji marcowej i demokratycznego entuzjazmu. Izba wyższa mogła być gwarancją utrzymania pewnej stabilności i większej obiektywności procesu legislacyjnego, który w praktyce pozostawał wyłącznie w rękach skrajnie rozdrobnionego i znajdującego się w permanentnym kryzysie Sejmu. Jednak żadna licząca się siła polityczna w Sejmie nie miała zamiaru ograniczać swoich wpływów na rzecz innego ośrodka (Senat nie posiadał inicjatywy ustawodawczej, do odrzucenia jego uchwały wystarczała większość 11/20 głosów izby niższej, a jego kadencja była zależna od kadencji Sejmu). Wydawało się, że sytuacja może się zmienić wraz powrotem Piłsudskiego do władzy. Rzeczywiście, sanacyjna Konstytucja kwietniowa z 1935 roku wprowadziła wiele zmian realizujących kryteria elitarności i jak największej roli legislacyjnej Senatu. Odtąd Sejm do odrzucenia uchwały Senatu wprowadzającej poprawki lub odrzucającej sejmowy projekt ustawy potrzebował dosyć wysokiej większości kwalifikowanej 3/5. Ponadto poza podwyższeniem cenzusu wieku do 30 lat ustanowiono trzy tytuły do posiadania czynnego prawa wyborczego: zaufanie obywateli (uzyskane we wcześniejszej działalności samorządowej), wykształcenie (wyższe, średnie pedagogiczne lub wojskowe) i osobista zasługa (potwierdzona odznaczeniem). Nie poprawiało to jednak sytuacji ustrojowej w znaczniejszym stopniu, ponieważ cały system państwowy podporządkowany był już obozowi sanacyjnemu. Można to dostrzec w nadaniu prezydentowi prerogatywy nominowania 1/3 składu Senatu i wprowadzeniu skomplikowanego systemu głosowania przez delegatów, który zostawiał znaczne pole do nadużyć.
Po 45 latach komunizmu instytucja Senatu została przywrócona. Nawiązanie do polskich tradycji ustrojowych i całkowite zwycięstwo opozycji w wyborach do izby wyższej w 1989 roku ugruntowało wizerunek Senatu jako jednego z symboli wolnej Polski. Pozostał on jednak tylko symbolem. Od 1991 roku niemal w każdych wyborach (poza rokiem 2019) Senat był odbiciem partyjnego układu sił w Sejmie. Poza nieco wyższym cenzusem wieku biernego prawa wyborczego nic nie odróżniało kryteriów wybierania i bycia wybranym do Senatu od cenzusów obowiązujących w wyborach do Sejmu. Zmiana ordynacji w wyborach do Senatu w 2011 roku z proporcjonalnej na większościową umocniła tylko pozycję dwóch największych partii na politycznej scenie. Ponadto izba wyższa ma bardzo nieliczne kompetencje pozwalające jej jakkolwiek wpływać na sytuację polityczną (jedne z najważniejszych to zatwierdzanie sejmowych kandydatur na urzędy takie jak np. prezes NIK czy Rzecznik Praw Obywatelskich). Określenie ,,izba refleksji i rozwagi” w sytuacji, , gdy ani skład Senatu nie różni się znacząco od Sejmu, ani jego pozycja nie jest równorzędna, brzmi dosyć cynicznie. W skrajnych przypadkach instytucja ta była jedynie niewiele znaczącą przeszkodą dla Sejmu, któremu zależało na sprawnym uchwaleniu nowej ustawy (izba wyższa może najwyżej czekać 30 dni z odrzuceniem projektu zanim Sejm ponownie go uchwali). Nie dziwi zatem fakt, że w historii III RP niejednokrotnie podnoszono postulat likwidacji tego organu, skoro jego rola jest w rzeczywistości marginalna.
Uzdrowienie procesu legislacyjnego wymaga jednak, żeby Senat pozostał w polskim porządku ustrojowym w zreformowanym kształcie. Chociażby po to, by powstrzymać partyjną większość sejmową przed podnoszeniem podatków czy krótkowzrocznym wydawaniem publicznych pieniędzy. Trzeba tu zaznaczyć, że szanse na przywrócenie Senatowi elitarnego charakteru (zbliżonego np. do tego z Konstytucji kwietniowej) są bardzo niewielkie, ponieważ wymaga to bezpośredniego komunikatu o niekompetencji dużej części społeczeństwa do decydowania o sprawach ich państwa, a jest to prawda, z którą współczesny człowiek mierzyć się nie chce. Przeforsowanie takiego projektu wymagałoby wielkiego kryzysu zaufania do demokracji. Mimo wszystko warto dążyć do pewnego podnoszenia wieku biernego i czynnego prawa wyborczego oraz np. do dożywotniości mandatu senatorskiego, nawet jeśli miałby być uzyskany we w pełni demokratycznych wyborach. Można także wykluczyć pomysł przekształcenia Senatu w izbę reprezentującą ciała regionalne, ponieważ podział na województwa jest w dużej mierze sztuczny, a sama Polska jest krajem o stosunkowo jednolitej tożsamości terytorialnej, więc nie ma żadnego potencjału do federalizacji w tym aspekcie. Nie stoi to jednak na przeszkodzie, by Senat stał się tzw. izbą samorządową (złożoną z byłych lub aktualnych samorządowców), co postulowały w ostatnim czasie partie centrowe (nie określając jednak jasno uprawnień). Interesujący jest tu również głos think tanku Warsaw Enterprise Institute, łączący koncept izby samorządowej z 6-letnią kadencją i wymianą 1/3 składu co dwa lata. Gdyby był to organ o realnych kompetencjach, to zmiana ta byłaby zdecydowanie korzystna dla stanowionego prawa, warto zatem, by opinia publiczna zwróciła uwagę na te propozycje i rozpoczęła nad nimi dojrzałą debatę.
Dyskusja o reformie izby wyższej jest z pewnością bardzo niewdzięcznym tematem w debacie publicznej. Nie budzi ona emocji i tym samym zainteresowania, a wszelkie głosy o pozbawieniu Senatu egalitarnego charakteru lub przyznania mu rzeczywistych kompetencji spotykają się z krytyką. Europa zapomniała jakie jest przeznaczenie izb wyższych i przed czym miały ją one chronić. Odsunięcie na bok tych instytucji lub w ogóle ich faktyczne uśmiercenie sprawia, że kontrola działań rządu (dziś w dużej mierze tożsamego z większością deputowanych izby niższej) jest bardzo ograniczona. Nie wystarczają tu same demokratyczne wybory, ponieważ jedynie domniemywa się dobrą wolę wybranych, więc decydujące w kwestii obrony swobód obywatelskich i interesu narodowego bywają tradycyjne instytucje i konstytucyjne mechanizmy, które pozwalają zablokować złe prawo, nim wejdzie w życie. Dualizm i symetria władzy ustawodawczej mogłyby być szansą na pokonanie słabości dzisiejszego systemu. Należy skończyć z powtarzanym od lat hasłem, że ,,nie jest on doskonały, ale nikt nigdy nie wymyślił lepszego”. Ewolucja ustrojów polega bowiem na tym, by identyfikować niedoskonałości i dążyć do ich naprawy, opierając się na dziedzictwie tradycji i wiedzy historycznej. W Polsce szczególnie powinno się wystrzegać spoczywania na laurach, bo to właśnie ono było jedną z głównych przyczyn jej upadku w drugiej połowie XVIII wieku.