Dlaczego prawo jest tak ważne

Niemal każdy mniej lub bardziej aktywny uczestnik życia społecznego byłby w stanie intuicyjnie określić, co rozumie przez ,,prawo”. Padłyby tu określenia takie jak: zbiór zasad, kodeksy, przepisy, pewien porządek, to, czym zajmują się sędziowie, politycy itd. Pomimo faktu, że stanowi ono spoiwo każdej społeczności, to zazwyczaj jest traktowane jako coś zewnętrznego i niewartego zainteresowania, jeśli nie urzeczywistnia się w konkretnej sytuacji. Jednak w czasach, w których staje się ono coraz bardziej skomplikowane i niejednoznaczne, a przy tym obecne w tak wielu dziedzinach, konieczna jest głębsza refleksja nad jego istotą.

W publicznym dyskursie temat prawa traktowany jest bardzo powierzchownie – jest ono raczej postrzegane jako usankcjonowanie jakiejś polityki rządzących, pewną formalnością i opakowaniem dla wcielanych w życie postulatów danej partii. Oczywiście co jakiś czas dają się słyszeć słowa krytyki działań władzy jako niezgodnych z prawem lub wręcz naruszających zasady państwa prawa. Jednak również te wypowiedzi zazwyczaj przybierają formę pustych haseł, będących raczej medialną amunicją przeciwko drugiej stronie politycznego sporu politycznego, niż rozbudowanym konstruktem myślowym. Analizując tę sytuację, można wysnuć bardzo gorzki wniosek: rzeczywiste znaczenie prawa staje się dziś coraz bardziej rozmyte.

Można tu mówić o zjawisku instrumentalizacji prawa – staje się ono partykularnie wykorzystywanym środkiem pozbawionym autorytetu, a nie naczelnym celem państwa. Opinia publiczna interesuje się jedynie empirycznymi skutkami, jakie przynosi uchwalane prawo, traktując podstawy systemu prawnego i jego teorię jako kwestie dla czczej dyskusji intelektualistów. Dla współczesnego człowieka liczy się to, co jest teraz i co będzie w najbliższej przyszłości. Czyni on krótkotrwały rachunek zysków i strat, uciekając od prawdziwej góry lodowej, która uderzy przy najbliższym poważnym kryzysie społecznym. To patologiczne zjawisko stawia dzisiejszy świat w bardzo niepewnej, pozbawionej solidnych fundamentów sytuacji. Rządzi w nim nie prawo, ale ludzie dysponujący poparciem aktualnej większości, dla których prawo jeśli nawet nie jest wyłącznie narzędziem, to staje się tylko przeszkodzą.

Znamy jednak okresy w historii, gdzie prawo jawiło się w szerszej, niekiedy wręcz metafizycznej perspektywie. Było ono oczywiście pewnym ładem społecznym, ale pozostawało również częścią uniwersalnego i ponadczasowego porządku funkcjonującego we wszechświecie, któremu winno się podporządkować. Dosadnie wyraża to maksyma lex iniusta non est lex (prawo niesprawiedliwe nie jest prawem), użyta po raz pierwszy przez św. Augustyna. Należy jednak pamiętać, że myśl ta , choć w pełni niewysłowiona, była obecna już na początku refleksji nad istotą prawa (np. w Antygonie Sofoklesa). Słynny filozof i mówca Cyceron ujmował to w następujący sposób: ,,Jest zaiste prawdziwe prawo, prawo prawego rozumu, niezmienne i wieczne, zgodne z naturą, zasiane do umysłów wszystkich ludzi, które nakazując wzywa nas do wypełniania powinności, a zakazując odstrasza od występków (…). Prawo to nie może być ani odmienione przez inne, ani uchylone w jakiejś swojej części, ani zniesione całkowicie. (…) Nie jest ono inne w Rzymie, a inne w Atenach, inne teraz, a inne później ale jako prawo jedyne w swoim rodzaju wieczne i nieodmienne, obejmuje zarówno wszystkie narody, jak i wszystkie czasy”.

Ów naturalny porządek opiera się więc m. in. na założeniu funkcjonowania szczególnej natury człowieka względem pozostałych stworzeń, które ulegają popędom i pierwotnym instynktom. Prawo stanowione ma obowiązek uwzględniać ten fakt. Ludzie, niezależnie czy uznaje się to za pewien zamysł Boga, czy jedynie skutek ewolucji, posiadają rozum, wolną wolę i sumienie, dzięki czemu mogą wziąć odpowiedzialność za siebie i otaczającą ich rzeczywistość, a jednocześnie są w stanie nawiązywać głębokie relacje oraz tworzyć złożone wspólnoty i instytucje. Społeczność jest zatem podstawowym środowiskiem człowieka, co trafnie ujął Arystoteles w Polityce twierdząc, iż ,,wszystkim ludziom właściwy jest z natury pęd do życia we wspólnocie”. Człowiek realizuje się i szuka spełnienia przede wszystkim w relacjach z innymi. Trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie bez rodziny, szkół, stowarzyszeń czy klubów sportowych, a przypadki całkowitego odcięcia od społeczeństwa uznaje się raczej za formę kary lub szczególnego umartwienia właściwego eremitom, a nie zwyczajny stan człowieka.

Naturalne jest zatem, że życie z innymi osobami musi się wiązać z pewnymi zasadami. Relatywista zadałby tu pytania: a niby kto miałby te zasady ustalać? Na to pytanie konkretnej odpowiedzi nie ma, ponieważ żaden zwolennik prawa naturalnego nie jest w stanie powiedzieć zbyt wiele o jego źródle, nie powołując się jednocześnie na religijne objawienie. Mimo to da się niewątpliwie podać przykłady postaw etycznych słusznie przynoszących chwałę i uznanie, które określa się jako cnoty, oraz zachowań i tendencji uważanych za hańbiące i szkodliwe. Być może jest to po prostu efekt wspólnych dla różnych ludzkich społeczności doświadczeń i wyciągniętych z nich wniosków, nie zawsze wprost wysłowionych, niekiedy ukrytych w zbiorowym „rozumie”. Nie ma tu zatem konkretnego prawodawcy (chociaż wiele społeczności przypisywało powstanie prawa legendarnym postaciom, np. Spartanie Likurgowi), nie oznacza to jednak, że można zignorować ten skarbiec ludzkiej mądrości.

Kolejnym argumentem relatywistów przeciwko koncepcjom prawnonaturalnym jest geograficzne i historyczne zróżnicowanie systemów prawnych. Oczywiście nie polemizuję z faktem, że tradycje prawne państw europejskich i dalekowschodnich wydają się całkowicie odmienne, ani z twierdzeniem, że prawo współczesne znacząco odbiega od średniowiecznego. Nie ma jednak powodu, by odrzucić funkcjonowanie tego, co uniwersalne we wszystkich systemach prawnych, których ciągłość nie została przerwana (np. przez rewolucję w przypadku Francji czy Rosji), czyli podstaw i celów. Każdy naturalny system prawny dąży do urzeczywistnienia pewnych ideałów: ochrony bezpieczeństwa jednostki i jej autonomii, opieki nad najsłabszymi, harmonii stosunków społecznych, zapewnienia trwałości instytucjom kluczowym dla funkcjonowania wspólnoty itd. Cele te pozostają niezmienne, chociaż ich skuteczne uobecnienie w społeczeństwie wymaga dostosowania się do warunków miejsca i czasu.

Genezy kryzysu koncepcji prawnonaturalnych można się dopatrywać w rewolucji z 1789 roku. Jej przywódców ogarnęło przekonanie, że jednostkowy umysł ludzki jest w stanie uchwycić wszystkie fakty społeczne, a następnie stworzyć od zera nowy system prawny, który by je uregulował. Odrzucenie dorobku minionych pokoleń, tradycyjnych instytucji, zasad moralnych i zwyczajów doprowadziło do tragicznych skutków. Cały ustrój opierał się na założeniu dobrej woli aktualnie rządzących – że nie nadużyją swojej władzy, nie będą stosowali demagogii, nie wykorzystają urzędu do partykularnych interesów itd. Mechanizmy kontroli okazują się jednak nieskuteczne, gdy każdy rodzaj władzy jest sprawowany z upoważnienia chwiejnej woli opinii publicznej, podatnej na manipulacje. Nie rządzi tu prawo, ale większość, która nie spotyka na swojej drodze żadnych ograniczeń. Określa ona, co jest dobre, a co złe. Jednostce w takim systemie, kiedy sprzeciwia się tzw. ,,woli powszechnej”, często trudno jest upomnieć się o swoje prawa.

Pomimo zwycięstwa monarchizmu i tradycjonalizmu nad napoleońską Francją, przypieczętowanego na kongresie wiedeńskim w 1815 roku poglądy wywodzące się z tych rewolucyjnych koncepcji zyskiwały w Europie na popularności. W XIX stuleciu zrodziła się idea tzw. pozytywizmu prawniczego. Zakłada on, że moralność jest sprawą czysto prywatną i nie musi mieć ona żadnego związku z prawem. O tym, co jest prawem, decyduje norma – treść przepisów obowiązujących w danym miejscu i czasie. Normie stawia się jedynie formalne i procesowe wymagania: musi być prawidłowo uchwalona i ogłoszona oraz obowiązywać abstrakcyjnie i generalnie (czyli traktować podmioty znajdujące się w tej samej sytuacji w równy sposób). Prymat posiada tu ustawa, która jest wyrazem woli organu prawodawczego (najczęściej parlamentu). Ma on tu jednak pełną swobodę w zakresie treści stanowionego prawa.

Prawo pozytywne chroni ludzką wolność i godność, tylko jeżeli pragnie tego ustawodawca. Trafnie punktuje to kolumbijski pisarz i filozof Mikołaj Gómez Dávila: ,,Gdy tyranem jest anonimowa ustawa, człowiek nowoczesny czuje się wolny”. Ten mechanizm sprawdza się jednak jedynie w sytuacji, gdy ma się do czynienia ze stabilną sytuacją społeczną i materialnym dobrobytem. Pojawienie się kryzysu i zdobycie poparcia przez charyzmatycznych liderów niejednokrotnie doprowadziło do poświęcenia wolności obywatelskich na rzecz pozornego bezpieczeństwa i porządku. Społeczeństwo pozbawione długofalowej perspektywy, jaką daje prawo naturalne, pragnie rozwiązać aktualne problemy jak najszybciej i jest w stanie poświęcić wszystko dla choćby krótkiego okresu spokoju. Taka sytuacja miała miejsce w nazistowskich Niemczech czy w Związku Sowieckim i doprowadziła do największych tragedii naszych czasów.

Najskuteczniejszym rozwiązaniem chroniącym podstawowe zasady moralne i wolności obywatelskie wydaje się zatem prawo naturalne. Daje ono gwarancję, że prawo nie służy czyimkolwiek partykularnym interesom, jest pewne, stałe, niezależne i zawsze stanie w obronie godności każdego człowieka. Świadczy o tym pewien renesans prawa naturalnego w postaci koncepcji praw człowieka, rozwiniętej po kataklizmie II wojny światowej. Nad powszechnym przestrzeganiem założeń tej idei miały odtąd czuwać liczne organizacje międzynarodowe. Pomimo powrotu do wielu podstawowych założeń teorii klasycznie prawnonaturalnych, koncepcja praw człowieka nie jest jednak pozbawiona wad. Przede wszystkim pomija ona rolę tradycji i jej instytucji w ochronie ludzkiej godności, skupiając się raczej na rządowych zobowiązaniach. Jednak ostatecznie to instytucje i zwyczaje stają między jednostką a rządem, nie zaś dziesiątki międzynarodowych konwencji. Ponadto ulega się dziś bardzo mylnemu założeniu, że mnożenie praw człowieka doprowadzi do skuteczniejszej ochrony wolności jednostki. Stają się one nie swego rodzaju kodyfikacją naturalnych praw, ale narzędziem do forsowania ideologicznych postulatów. Prowadzi to do tak absurdalnych sytuacji jak uznanie przez międzynarodowy organ konieczności akceptacji przez państwo-stronę czyjejś tożsamości płciowej sprzecznej z biologiczną (wyrok ETPCz 11.07.2002 – Goodwin przeciwko Zjednoczonemu Królestwu).

Trudne doświadczenia minionych wieków zaowocowały zachwianiem dotychczasowych fundamentów systemu prawnego. Wiele koncepcji poniosło klęskę, a odpowiedzi na palące problemy okazały się chybione lub niewystarczające. Prawo jest jednak gwarancją pokoju i rozwoju każdej cywilizacji, więc nie można odkładać tej kwestii na bok. Współczesny człowiek musi wyciągnąć wnioski z historii i przestać przeceniać możliwości własnego rozumu. Dzisiejszy dynamiczny świat potrzebuje roztropności i harmonii, a nie osiągnie tego bez odkrycia na nowo, co konstytuuje tak złożoną rzeczywistość, jaką jest prawo.

Stanisław Mikusek