
29 września w Sejmie odbyły się dwa głosowania nad poprawkami Konfederacji do Regulaminu Sejmu RP. Była to próba zobligowania marszałka niższej izby parlamentu, by pierwsze czytanie projektu ustawy, bądź uchwały, zarządzał nie później niż w terminie czterech miesięcy od wpłynięcia do Sejmu oraz ograniczenia czasu dalszych prac komisji sejmowych do sześciu miesięcy — z możliwością trzymiesięcznej prolongaty. Co istotne, zapisy te miały pewne wyjątki, zaś jeden z nich już na samym początku mógł wskazywać, że taka akcja skończy się niepowodzeniem.
Za odrzuceniem tych poprawek do regulaminu opowiedzieli się wszyscy biorący udział w głosowaniu członkowie klubu PiS oraz koła Pawła Kukiza, a także dwóch niezrzeszonych posłów. Niemal cały klub Lewicy dwa razy się wstrzymał, a jeden poseł z koła Polska2050 za pierwszym razem zagłosował razem z PiS, a za drugim m. in. tak jak członkowie partii SLD.
Szczególnie interesujące jest zachowanie posła Kukiza. Wydaje się, że gdyby on sam żywił poparcie do tej zmiany, to być może klub Lewicy zagłosowałby inaczej. Sama posłanka Joanna Scheuring-Wielgus już po owym głosowaniu domagała się w TVN24 procedowania projektu klubu Lewicy z tzw. „zamrażarki”, zwyczajnie obecna dowolność w tej gestii razi również jej obóz polityczny. Z kolei w przypadku posła Kukiza zdaje się, że kluczowym argumentem mógł być, sygnalizowany wyżej, wyjątek do pierwszej poprawki, a mianowicie nie uwzględniała ona projektów złożonych na podstawie art. 118 ust. 2 konstytucji w postaci inicjatywy obywatelskiej. To oczywiste, że dla oddanego zwolennika najpierw inicjatywy Zmieleni.pl, a później koncepcji Jednomandatowych Okręgów Wyborczych raczej naturalnym byłoby dążenie do znacznego przyśpieszenia rozstrzygnięć w inicjatywach ustawodawczych obywateli. W tym przypadku do takiej zmiany by nie doszło, jednak pewnym substytutem tego są przecież składane przez wybranych demokratycznie przedstawicieli projekty ustaw czy uchwał.
Jeżeli zaś chodzi o samo wyłączenie inicjatywy ustawodawczej przez polityków Konfederacji to wygląda to na przemyślany ruch. Chęć wprowadzenia takiej zmiany przez jakąkolwiek formację w regulaminie Sejmu budziłaby uzasadnione obawy. Po pierwsze, na przykład rozrywkowo nastawieni Polacy mogliby zgłaszać do Sejmu inicjatywy dla żartów, a inni dla absurdu czy zmiany mało istotnych spraw, co odciągałoby parlamentarzystów od poważniejszych problemów. Po drugie nowe, podyktowane emocjami, inicjatywy mogłyby prowadzić do przekreślenia wieloletniej pracy różnych grup na rzecz zmiany określonych przepisów prawa, które niewykluczone, że potem byłyby znów poprawiane.
Zresztą gdyby poprawki Konfederacji weszły w życie, mogłoby to także doprowadzić do pewnej destabilizacji. Co prawda potencjalny brak reelekcji danego parlamentarzysty jest szansą na uniknięcie zachowań do niej prowadzących, jednak nie każdemu może zależeć na ponownym zdobyciu mandatu, a w skrajnym przypadku dany polityk może przecież realizować założenia obcych państw poprzez m. in. próby zgłaszania setek projektów ustaw właśnie w celu destabilizacji parlamentu. Wydaje się więc, że sensowność prób Konfederacji mających na celu ukrócenie przetrzymywania ustaw przez polski Sejm jest także dość wątpliwa.
Dominik W. Feliks