Postawa konserwatywna w obliczu wojny kulturowej

Współczesny konflikt polityczny w Polsce w coraz większym stopniu dotyczy kwestii ideologicznych, wyraźnie wychodząc poza standardową problematykę zarządzania państwem. W debacie publicznej regularnie powracającą sporne zagadnienia, takie jak prawo do przerywania ciąży czy prawne usankcjonowanie związków jednopłciowych. Choć parlamentarna Lewica ma ograniczony wpływ na stanowienie prawa, to jednak w istotny sposób oddziałuje na życie społeczne, jako główna reprezentantka „progresywnego” światopoglądu. Większe zaniepokojenie ideowych konserwatystów może natomiast budzić wyraźny zwrot na lewo Platformy Obywatelskiej, niegdyś uznawanej za konserwatywno-liberalną centroprawicę. Zaostrzenie sporu, który w przekazie medialnym zyskał już miano wojny kulturowej, wiąże się z koniecznością wypracowania spójnego programu przez stronę konserwatywną, który z jednej strony zagwarantuje ochronę tradycyjnego porządku i systemu etycznego, z drugiej zaś – pozwoli nie dopuścić do radykalizacji i wzrostu znaczenia przeciwników ideowych. Doświadczenia państw zachodnioeuropejskich, w których spór ideologiczny wydaje się od dawna rozstrzygnięty, stanowią dla Polski istotną przestrogę.

Kiedy w 2013 roku lider brytyjskiej Partii Konserwatywnej D. Cameron opowiedział się za wprowadzeniem do systemu prawnego tzw. małżeństw homoseksualnych, wprawił tym w zdumienie zachowawczą frakcję partii. Pomimo ścierania się różnych stanowisk wewnątrz ugrupowania, ostatecznie postulat Camerona udało się wprowadzić w życie. Tym samym brytyjscy konserwatyści zrealizowali jeden z głównych postulatów „progresywnej” lewicy. Równie trudno jest dostrzec wśród torysów konserwatywne poglądy na pozostałe tematy, które w Polsce budzą skrajne emocje. Prawne dopuszczenie przerywania ciąży pozostaje w Wielkiej Brytanii niezakwestionowane, podobnie jak klasycznie lewicowy egalitaryzm (w tworzonym przez PK rządzie funkcjonuje wszak stanowisko Ministra ds. Kobiet i Równości) czy promowanie „progresywnych” wzorców w ramach edukacji szkolnej. W odniesieniu do projektu społeczeństwa wielokulturowego (terminu „projekt” używam z pełną świadomością) stanowisko torysów jest w najlepszym razie klasycznie liberalne. Stanowi ono bowiem wyraz poparcia dla jednego z wariantów wielokulturowości, nie zakłada natomiast powrotu do podejścia narodowego i asymilacyjnego. Oceniając rzecz z punktu widzenia polskiej polityki można stwierdzić, że w Zjednoczonym Królestwie spór nie toczy się już między lewicą a prawicą, a raczej między lewicą a centrum, co jest rezultatem systematycznego przesuwania na lewo tamtejszej sceny politycznej. Z kolei z perspektywy brytyjskiej polska prawica nie prezentuje zapewne postawy konserwatywnej, lecz radykalną, reakcyjną i fundamentalistyczną. Ten ostatni termin w ostatnim czasie zrobił karierę także w kręgach polskiej, centrolewicowej opozycji.

Kryzys ideowy wśród torysów nie jest wyjątkiem wśród zachodnioeuropejskiej prawicy. Redefinicja instytucji małżeństwa w Niemczech nastąpiła przy udziale chrześcijańskich demokratów z CDU. Z kolei deklaratywnie konserwatywno-liberalna holenderska VVD (Partia Ludowa na Rzecz Wolności i Demokracji) wprost deklaruje swoje poparcie dla legalności przerywania ciąży oraz tzw. małżeństw homoseksualnych. Opisany wyżej przykład brytyjski jest jednak szczególny, ponieważ wpisuje się w nurt ewolucyjnego konserwatyzmu, charakterystycznego przede wszystkim dla świata anglosaskiego. W niniejszym tekście postaram się odnieść dwa podstawowe nurty konserwatyzmu (ewolucjonizm i tradycjonalizm), ukształtowane po rewolucji we Francji z 1789 roku, do zjawisk mających miejsce we współczesnej Polsce, w tym do tytułowej wojny kulturowej. Wpierw jednak konieczne jest zwięzłe zaprezentowanie głównych założeń omawianych nurtów.

W wydaniu ewolucyjnym konserwatyzm nie jest ściśle określoną doktryną, zestawem konkretnych, sprawdzonych rozwiązań prawnych, a raczej sposobem uprawiania polityki. Nie jest sztywną ideologią, ale postawą zachowawczą, ostrożnym i sceptycznym podejściem do zmian. Istotą ewolucjonizmu nie jest skonkretyzowana wizja rzeczywistości, ale taka koncepcja uprawiania polityki, w ramach której świat zmienia się powoli, w sposób ciągły, ewolucyjny. Nurt ten, zapoczątkowany przez Edmunda Burke’a, najlepiej przyjął się w świecie anglosaskim, zaś sam Burke, mimo zdecydowanego odrzucenia samej rewolucji, popierał wiele jej zdobyczy. Wystarczy wspomnieć, że jako deputowany do brytyjskiego parlamentu reprezentował w nim partię wigów, dążącą do ograniczenia władzy monarchy. Pomimo występowania w jego światopoglądzie elementów zgodnych z założeniami liberalizmu, konsekwentnie popierał on podejście reformistyczne w kontrze do rewolucyjnego.

Drugim nurtem konserwatyzmu jest tradycjonalizm. Nurt ten, silniej zakorzeniony w kontynentalnej Europie, wywodzi się z poglądów zaprezentowanych przez Josepha de Maistre’a. W odmianie tradycjonalistycznej konserwatyzm nie ogranicza się do postawy zachowawczej, krytycznej wobec rewolucyjnych zmian, lecz prezentuje całościową wizję rzeczywistości. W praktyce oznacza to obronę zasad społecznych oraz koncepcji filozoficznych dominujących w świecie przedrewolucyjnym. Pogląd tradycjonalistyczny nie uznaje zmian, które dokonały się w efekcie rewolucji. Z perspektywy jego zwolenników porządek rewolucyjny jest anty-porządkiem, w miejsce którego powinien powrócić stary ład. De Maistre zamiast ewolucji zaproponował więc kontrrewolucję. Zamiast ewolucjonizmu – stanowczy reakcjonizm.

Czas odnieść podstawy doktrynalne obu nurtów do sytuacji współczesnej, w tym do tzw. wojny kulturowej. Powiązany z tym określeniem termin „rewolucja obyczajowa”, który często pojawia się w polskich środowiskach konserwatywnych, jest, zdaniem wielu, kontrowersyjny. W rozumieniu lewicy jest on manipulacją stosowaną w celu dokonania negatywnej oceny tego, co uznaje ona za „naturalne zmiany społeczne”. Trudno jest ze stuprocentową pewnością przyjąć jedno z tych podejść za w pełni uzasadnione. Z pewnością jednak „progresywne” postulaty nie są efektem naturalnie występujących zjawisk, lecz konkretnym programem politycznym, mającym podstawę ideologiczną, często tworzoną na gruncie nauk społecznych (czego przykładem są tzw. gender studies). Program lewicy nie jest więc wyłącznie propozycją dokonania niewielkich korekt w prawodawstwie oraz kulturze, lecz stoi w kontrze do alternatywnego wobec niego, konserwatywnego systemu wartości. Omawiana wojna kulturowa sprowadza się więc do tego, który z konkurujących ze sobą systemów będzie miał przełożenie na stanowione w danym państwie prawo, który z nich zostanie uznany za słuszny oraz domyślnie obowiązujący. Nietrudno zauważyć, że w wielu państwach zachodnioeuropejskich owa rewolucja w istocie się dokonała, tym samym kończąc wojnę kulturową, często w sposób nagły i zdecydowany (czego przykładem mogą być rządy J. R. L. Zapatero w Hiszpanii). Właściwe pytanie, które należy postawić konserwatystom brzmi: czy zasadne jest zaakceptowanie wprowadzonych zmian, czy też raczej ich negacja w duchu tradycjonalizmu? Lub, na gruncie polskim: czy należy zablokować postulowane zmiany, czy też je wprowadzić, lecz w sposób stopniowy, ewolucyjny?

Na pierwszy rzut oka ewolucjonizm Burke’a wydaje się stanowiskiem w pełni uzasadnionym, a nawet jedynym właściwym. Jego autor dostrzega bowiem potrzebę wprowadzania zmian w państwie. Wynika ona z oczywistego faktu, że realia społeczne się zmieniają, technologia się zmienia, więc zachodzi również konieczność rewizji niektórych norm i praw. Część z wprowadzanych zmian, choć sprzeczna z tradycyjnymi normami, jest, jak się zdaje, niemożliwa do zatrzymania na obecnym etapie, a ich akceptacja jest oznaką realistycznego i odpowiedzialnego podejścia do polityki. Jednocześnie pewne przeobrażenia w normach społecznych, które się dokonały, można uznać za zasadne nawet z perspektywy konserwatywnej, umożliwiły bowiem eliminację niektórych patologii starego porządku, nie podkopując przy tym jego nienaruszalnych fundamentów. Negacja równouprawnienia płci czy depenalizacji homoseksualizmu, choć oznaczałaby powrót do dawnego porządku, byłaby równocześnie odrzuceniem słusznych zmian w prawie oraz bezzasadnym ograniczeniem wolności. W niszowych środowiskach prawicy można również spotkać propozycję powrotu do monarchii, trudno jest jednak uznać ją za możliwą do zrealizowania we współczesnych realiach. Choć monarchizm może stanowić dla konserwatystów inspirację intelektualną, to współczesny program prawicy powinien zaproponować inną, alternatywną wobec niego reformę ustroju państwa.

Ewolucjonizm słusznie zakłada, że tradycję należy gruntownie przemyśleć, pewne jej elementy zachować, a pozostałe odrzucić lub zmodyfikować, ale w sposób mądry i umiarkowany. Konserwatyzm rozumiany w ten sposób zapewnia odpowiedni ład, nie dostosowując jednak całości życia społecznego do „jedynie słusznego” wzorca. Uważam jednak, że pewne fundamenty ładu muszą być zachowane, niezależnie od panujących realiów społecznych, które to realia nie mogą wpływać na ocenę zasadności owych fundamentów. Jeśli dane ugrupowanie polityczne owe pryncypialne zasady narusza, podaje zarazem w wątpliwość zasadność stosowania wobec niego terminu konserwatyzm, sytuując się raczej po stronie umiarkowanego progresywizmu czy centryzmu. Wniosek, iż jedyną wartością konserwatyzmu jest unikanie rewolucji i stopniowe zmiany, uznaję za błędny. Powstająca z jego powodu „pułapka ewolucjonizmu” może w praktyce skutkować przeprowadzaniem rewolucji na raty, stopniowo, niby-konserwatywnie, z jednoczesną negacją starego ładu w całości. Tylko czy w tym przypadku nadal zasadne jest mówienie o konserwatyzmie? Analizując niektóre działania brytyjskiej Partii Konserwatywnej można odnieść wrażenie, że wpadła ona w taką właśnie pułapkę. Kwestie ideologiczne, które w Polsce są przedmiotem konfliktu, w Zjednoczonym Królestwie nie budzą już kontrowersji. Spór został rozstrzygnięty na korzyść społecznego progresywizmu.

Alternatywne podejście tradycjonalistyczne ma współcześnie ograniczone zastosowanie dla ruchu konserwatywnego, ponieważ nie uwzględnia obiektywnego czynnika w postaci zmieniających się realiów społecznych. Nadal jednak może być ono użyteczne i umożliwiać korygowanie błędów wynikających z ewolucjonizmu (nazwanych wyżej „pułapką ewolucjonizmu”). Tradycjonalizm bowiem akcentuje istnienie konkretnego, właściwego systemu etycznego, zbioru norm społecznych i prawnych, które – zakorzenione w religii chrześcijańskiej – są obiektywnie słuszne i nienaruszalne. Bardzo ważnym elementem konserwatyzmu jako takiego jest przekonanie, że istnieją pewne niezmienne wartości. Skoro się one nie zmieniają, czyli obowiązują niezależnie od warunków, a są cenne, to należy chronić je przed zagrożeniami niesionymi przez alternatywne doktryny polityczne. Właśnie ten element tradycjonalizmu powinien znaleźć zastosowanie w postawie konserwatywnej w obliczu wojny kulturowej. Musi się ona opierać na przekonaniu, że w niektórych obszarach do zmian dopuścić nie wolno, bo nie mogą być one uzasadnione zmieniającymi się realiami. Istnieją bowiem wartości, które się nie zmieniają, niezależnie od realiów społecznych. Sprowadzając omawiane zagadnienie do konkretnego przykładu: konserwatysta nigdy nie może uznać przerywania ciąży za „prawo kobiety”, ponieważ żaden hipotetyczny stan rzeczywistości nie mógłby uzasadnić rewizji tego poglądu z zachowaniem ducha konserwatywnego.

Podsumowując, należy zaznaczyć, że w warunkach polskich umiarkowana, zachowawcza postawa wobec „progresywnej” agendy jest, jak się zdaje, wystarczająca. Stan prawny w odniesieniu do spornych zagadnień, takich jak przerywanie ciąży czy definicja małżeństwa, pozostaje bowiem niemal w pełni konserwatywny. Działalność polskich konserwatystów nie powinna więc koncentrować się na inicjatywach ustawodawczych uderzających w lewicę, lecz na aktywności społecznej wzmacniającej tradycyjne postawy wśród obywateli. W ustroju demokratycznym to obywatele pośrednio odpowiadają za tworzone prawo. Szacunek do tradycji i respektowanie norm przez większość Polaków to czynniki, które w dłuższej perspektywie mogą być kluczowe dla pozytywnego rozstrzygnięcia sporu ideowego. Na koniec warto również podkreślić, że prawica w Polsce nie jest skazana na porażkę, a postulowane przez lewicę zmiany nie stanowią nieuchronnego etapu procesu dziejowego. Ten bowiem toczy się w sposób spontaniczny i trudno jest przewidzieć jego ostateczne rezultaty. Odrzucenie determinizmu historycznego, charakterystycznego dla marksizmu, musi stać się jednym z elementów postawy konserwatywnej w wojnie kulturowej. Tylko wtedy zwycięstwo w sporze ideowym będzie możliwe.

Szymon Sacha