Temat Unii Europejskiej oraz jej działań w ostatnich latach coraz częściej pojawia się w debacie publicznej i za każdym razem wywołuje niemałe kontrowersje. Nie ulega wątpliwości, że organizacja ta stale się rozbudowuje i dąży do przejmowania kolejnych kompetencji rządów narodowych, a tym samym zwiększa swój wpływ na społeczeństwa państw członkowskich. Pod znakiem zapytania stoi dziś jednak legitymizacja tych procesów. Ich zagorzali przeciwnicy widzą w nich zamach na suwerenność dokonywany przez zewnętrzny podmiot, oderwany zupełnie od cywilizacyjnych filarów Starego Kontynentu. Z kolei zwolennicy tej tendencji podkreślają, że jest to realizacja wspólnych europejskich wartości i zakładają, że powinna ona doprowadzić w przyszłości do powstania jednego superpaństwa.Spór ten pokazuje, że kwestia unijnej aksjologii pozostaje niezwykle aktualna, a zarazem stanowi punkt wyjścia do zrozumienia istoty tej organizacji i jej celów.
Należy przede wszystkim zwrócić uwagę na to, co legło u podstaw integracji europejskiej. Nie była to pokora państw narodowych i solidarność, ale czysty pragmatyzm. Europejczycy, którzy nosili w sobie żywą pamięć o tragediach i trudach II wojny światowej, chcieli gwarancji, że takie okrucieństwa i klęski już nigdy nie będą miały miejsca na ich kontynencie. Sytuację tę trafnie podsumował francuski pisarz i filozof André Glucksmann w słowach: ,,Projekt europejski to nic innego jak reakcja obronna na strach przed okropieństwami wojny”. Zachodnia Europa, która ponadto traciła swoje terytoria kolonialne, zdawała sobie sprawę, że tylko tak może ratować swoją nadwerężoną przez konflikty światową pozycję.W centrum stanęły zatem kwestie zbudowania trwałego pokoju i dobrobytu, które miały oddalać widmo kolejnych wojen. Remedium na te potrzeby upatrywano w powstaniu Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, a wkrótce także w kolejnych Wspólnotach Europejskich. Nieprzypadkowo głównymi państwami nawiązującymi współpracę stały się Francja i zachodnie Niemcy. Państwa te dzielił głęboki antagonizm od czasów wojny francusko-pruskiej z II połowy XIX wieku, pogłębiony dodatkowo przez obie wojny światowe. Nawiązanie ścisłych stosunków ekonomicznych w strategicznych dziedzinach przemysłu miało wprowadzić mechanizmy kontroli zewnętrznej nad odradzającą się niemiecką gospodarką, a zarazem dać podstawy do rozwoju pokojowych relacji i ujednolicenia interesu Niemiec z resztą państw Zachodu. Z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że ten aspekt integracji europejskiej odniósł znaczący sukces – państwa UE są wolne od konfliktów militarnych, a rozwijanie stosunków gospodarczych zaowocowało z czasem powstaniem wspólnego rynku, który stał się wzorem dla innych organizacji regionalnych na całym świecie.
Sukces gospodarczy Wspólnot Europejskich skłonił państwa członkowskie do pogłębiania współpracy również w wymiarze politycznym. Struktury tego rodzaju nie są jednak tożsame ze współpracą ekonomiczną. Nie wystarczą tu same korzyści współpracujących stron, konieczne jest porozumienie w kwestiach o charakterze duchowym. Historia niejednokrotnie pokazywała, że tworzenie wielonarodowego bytu politycznego okazuje się trwałe tylko wtedy, gdy istnieje ku temu silna podstawa aksjologiczna (np. w przypadku USA czy I Rzeczpospolitej). Interesy wewnętrznych podmiotów mogą ulegać zmianie, co rodzi z czasem tendencje odśrodkowe, jednak wartości zakorzenione w społecznościach pozostają pomimo zawirowań stałym punktem odniesienia. Główni inicjatorzy integracji europejskiej, czyli Konrad Adenauer, Sługa Boży Robert Schuman oraz Alcide De Gasperi zdawali sobie z tego doskonale sprawę, dlatego zakładali, że fundamentem tego projektu politycznego staną się chrześcijańskie korzenie cywilizacji łacińskiej, budujące mosty między niedawnymi wrogami. W dużej mierze właśnie z nich czerpali inspiracje teoretycy przeżywającej wówczas swój renesans koncepcji praw człowieka, powołując się na przyrodzoną godność każdej osoby. Ojcowie założyciele Wspólnot Europejskich wierzyli, że to właśnie poszanowanie uniwersalnych praw naturalnych i wspólnego dziedzictwa Starego Kontynentu z jednej strony, oraz odrębności i autonomii państw członkowskich z drugiej, stanie się podstawą do budowania trwałych więzi, a jednocześnie uniemożliwi powrót totalitaryzmów.
Pierwotnie idea integracji europejskiej oparta była na myśli chadeckiej i personalistycznej.Wyraźnie oddzielano tu wartości duchowe od materialnych, natomiast bardzo podkreślano wartość każdego człowieka, któremu przyrodzona godność zapewnia niezbywalne prawa i wolności. Kolejnym niezwykle istotnym zagadnieniem jest tu pojęcie dobra wspólnego. Konstytucja Soboru Watykańskiego II Gaudium et spes definiuje je jako: ,,sumę warunków życia społecznego, jakie bądź zrzeszeniom, bądź poszczególnym członkom społeczeństwa pozwalają osiągać pełniej i łatwiej własną doskonałość”. Profesor Józef Krukowski w swoim wykładzie Prawo Unii Europejskiej a wartości chrześcijańskie wyróżnia trzy jego obszary: społeczne życie osoby ludzkiej, rodzinę i naród. Władze nie powinny ingerować w autonomiczność tych sfer, a raczej tworzyć jak najlepsze warunki dla ich rozwoju. Służyć temu miała zasada pomocniczości, zakładająca pierwszeństwo inicjatywy jednostkowej i społecznej nad państwową w rozwiązywaniu problemów, a w przypadku Wspólnot Europejskich również władz narodowych względem wspólnotowych. Kluczowym zagadnieniem była tu także zasada solidarności, z której wynikała powinność – każdego podmiotu życia społecznego – angażowania się na rzecz dobra wspólnego. Zasady te nakładały z jednej strony, mający swoje wyjątki, obowiązek troski każdego człowieka o sprawy publiczne, z drugiej zaś gwarantowały realizację uprawnień i poszanowanie wolności każdego człowieka przez władze, co przyczyniało się do tworzenia harmonijnego ładu społecznego.
Skoro społeczna nauka Kościoła odegrała tak istotną rolę w kształtowaniu się zrębów Unii Europejskiej, to powstaje pytanie skąd dzisiejsze tarcia między unijnymi entuzjastami a jej prawicowymi krytykami? Odpowiedź jest bardzo prosta – dzisiejsza Unia Europejska nie jest już tą z wizji Sługi Bożego Roberta Schumana. W latach 60. i 70. przez zachodni świat przetoczyła się rewolucja obyczajowa, która zmieniła jego społeczeństwa nie do poznania. Dominujące dotychczas tradycyjne normy społeczne i moralne odrzucano jako hamujące postęp i ograniczające jednostkę na jej drodze do szczęścia. Był to już nie tyle sprzeciw wobec państwowego narzucania chrześcijańskich zasad etycznych, co w ogóle podważenie ich pozytywnego wpływu na życie społeczne. Chrześcijańska moralność stopniowo przekształca się z cywilizacyjnego filaru w sprawę czysto prywatną, której lepiej nie podnosić na forum publicznym z obawy przed utratą poparcia. Szczególnie znaczący jest tu przypadek włoskiego chadeckiego polityka Rocco Buttiglione, którego kandydaturę na europejskiego komisarza odrzucono, a jego samego zdyskredytowano ze względu na wyznawane przez niego konserwatywne poglądy. Sytuację religii w Europie niezwykle dobitnie oddaje pogląd amerykańskiego obserwatora UE żydowskiego pochodzenia Josepha Weilera, który porównuje europejskich chrześcijan do hiszpańskich Żydów w okresie średniowiecza, którzy bali się przyznać do swojej religii. Rewolucyjne zmiany społeczne sprawiły, że nie interpretuje się już wartości europejskich według chadeckiego klucza. Uniwersalizm chrześcijański, który dotychczas był podstawą patrzenia na jednoczącą się Europę, oraz wspólnota różnorodnych, ale pojednanych narodów, ustępowały nowemu, laickiemu systemowi. Na pierwszy plan wysunęła się wówczas filozofia oświecenia i nowoczesne prądy myśli lewicowejdeklarującej stawianie w centrum postępu i wiarę w możliwości rozwiązania wszelkich problemów świata przez ludzki rozum, co przełożyło się na rosnącą liczbę urzędników i socjalnych postulatów. Trafnie podsumował to daleki od prawicy niemiecki filozof Jürgen Habermas: ,,Z ponadnarodowej, opartej na prawie wspólnoty (UE) może stać się systemem sprawowania władzy przez postdemokratyczną biurokrację”.
Dzisiejszy katalog zasad i wartości europejskich wymieniony w Traktacie o Unii Europejskiej oraz w Traktacie z Lizbony może się wydawać efektem pewnego kompromisu między chrześcijańską przeszłością a współczesną laickością UE. Akty prawne powołują się tu na: godność osoby ludzkiej, wolność, równość, demokrację, prawa człowieka, państwo prawne, tolerancję, solidarność i sprawiedliwość. Wartości te są zatem w dużym stopniu zbieżne z prezentowanymi przez ojców założycieli. Autorzy Traktatu lizbońskiego zaznaczają także swoją inspirację ,,kulturalnym, religijnym i humanistycznym dziedzictwem Europy”. Za tymi ogólnymi sformułowaniami kryje się jednak kilka problemów. Przede wszystkim nie tworzą one żadnej uporządkowanej hierarchii i zostawiają bardzo duże pole do interpretacji, która w znacznej mierze oparta jest naorzecznictwie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu (chociaż organ ten należy do struktur Rady Europy, to UE jako strona Europejskiej Konwencji Praw Człowieka respektuje jego wyroki). Hiszpański prawnik Francisco Javier Borrego zwraca uwagę, że w skład ETPCz wchodzą głównie nie sędziowie praktycy, ale profesorowie uniwersyteccy. Niestety są oni znacznie bardziej skłonni do stawania po stronie ideologii, które dominują na lewicujących europejskich uczelniach. Kwestie praw człowieka nie są rozpatrywane w odniesieniu do źródeł tej koncepcji, takich jak europejska tradycja prawna, filozofia moralna czy korzenie chrześcijańskie. Sformułowanie ,,dziedzictwo kulturalne, religijne i humanistyczne” jest bardzo nieprecyzyjne i nie wskazuje żadnych ogólnych zasad ułatwiających systemową wykładnię prawa. Bez tego odniesienia pojęcie ,,osobowa godność ludzka” daje znaczne pole do nadużyć. Z jednej strony nie ma ono oparcia w aksjologicznych fundamentach Europy, z drugiej może zawsze zostać wykorzystane jako zasłona dymna, pozwalająca na zwolnienie się z obowiązku racjonalnego uzasadnienia postulowanych zmian prawa, zawierających merytoryczne niespójności.
Odejście Unii Europejskiej od idei przyświecających liderom integracji europejskiej, a także masowy napływ imigrantów przekładają się na znaczący kryzys tożsamości Starego Kontynentu. Europejczyk, wypierający się własnej historii i korzeni, nie zbuduje więzi w wielokulturowym społeczeństwie z tradycyjnymi mahometanami. Nie ma tu spotkania dwóch wzajemnie mogących się ubogacić kultur, ale konfrontacja naturalistycznego i zagubionego świata zachodniego ze społecznościami o zupełnie innej wrażliwości. Problemem nie jest przede wszystkim różne podejście religijnych wyznawców z innych części świata, ale brak zrozumienia między społeczeństwem chcącym żyć bez Boga, a kulturą, która stawia go w samym centrum. Wykluczenie z życia publicznego tradycji i dumy z własnej kultury prowadzi do stopniowego osłabiania się więzi między europejskimi państwami, co można było zaobserwować podczas kryzysów z lat 2008 i 2020, gdzie zupełnie zabrakło wzajemnego zaufania i polegano przede wszystkim na rządach narodowych.
Coraz trudniej jest mówić dziś o Unii Europejskiej jako o wspólnocie wartości. Na to co rzeczywiście łączyło państwa europejskie przez kilkanaście wieków dziś nie ma miejsca w sferze publicznej, natomiast stale pojawiają się nowe antagonizmy, zarówno wewnątrz społeczeństw (np. tegoroczny list francuskich generałów, mówiący o faworyzowaniu mahometan kosztem rdzennych Francuzów), jak i między państwami członkowskimi (spór bogatej Północy z biednym Południem). Europejscy liderzy nie korzystają z odpowiednich podstaw aksjologicznych do pogłębiania integracji, wręcz przeciwnie, wyrzekają się ich z każdym rokiem. Arbitralne przyspieszanie tych procesów nie przyczyni się w żaden sposób do stworzenia tzw. europejskiego społeczeństwa obywatelskiego, ponieważ nie rozwiązuje to podstawowego problemu dzisiejszej Europy, jakim jest brak świadomości o jej korzeniach.